Gry o zombiakach są jak zaraza. Dotarły praktycznie na każdą platformę do grania. Rozstrzał jest ogromny. Ambitne produkcje, takie jak „The Last of Us” czy „The Walking Dead” z jednej strony, a z drugiej – slashery i radosna rozwałka w postaci „Dead Rising” i „Dead Island”. „Dead Nation Apocalypse Edition” należy zdecydowanie do tej drugiej kategorii.
Jak sam tytuł wskazuje, nie mamy do czynienia z nowością. „Dead Nation” ukazało się już jakiś czas temu na PlayStation 3, jeszcze w czasie, gdy gry z zombiakami nie powstawały na wszystkie możliwe platformy łącznie z programatorem waszych pralek.
„Dead Nation” jest pretekstowe. Fabuła w zasadzie nie istnieje. Niby ktoś nam gada o straszliwej epidemii, ale tak naprawdę liczą się sprawne palce i refleks. Zasady są diabelnie proste. Wybieramy jedną z dwóch postaci i ruszamy w bój. Do rozegrania jest dziesięć poziomów wypełnionych zawodzącym mięsem armatnim. Mechanika „Dead Nation” sprowadza się do parcia przed siebie, strzelania do zombiaków i nabijania mnożnika punktów. Pod tym względem gra przypomina inne produkcje studia Horsemarque. To typowy „twin-stick shooter”, czyli gra, w której lewym analogiem biegamy, a prawym celujemy. Poza spustem służącym do strzelania niewiele tu opcji.
Nasza postać wyposażona jest na początku w podstawowy pancerz i karabin. Wraz z postępem w grze oraz dzięki odpowiedniej liczbie punktów kupujemy nowe bronie. Pancerze znajdujemy zaś w rozrzuconych po planszy skrzynkach. Pukawki możemy oczywiście ulepszać. Zwiększamy takie cechy jak szybkostrzelność, pojemność magazynka czy zadawane obrażenia. Paradoksalnie, mimo całkiem niezłego inwentarza, do końca gry najlepszą bronią będzie podstawowy karabin maszynowy z nielimitowaną amunicją.
Każda misja w kampanii (czy w trybie pojedynczych walk) podzielona jest na zgrabne etapy. Gdy dotrzemy do końca danego segmentu, trafiamy na sklepik, w którym możemy zakupić nowe rzeczy albo ulepszyć stare. I tak w koło Macieju. Zabawę urozmaica kilka trybów gry. Pierwszy to przechodzenie danej misji z określonymi celami. Jest też tryb przetrwania, w którym brniemy po pas w posoce. Ta zręcznościowa wersja kampanii jest znacznie bardziej intensywna niż zwykła rozgrywka, a przy okazji mamy tu możliwość wykręcić niesamowite liczby punktów.
W wersji na PlayStation 4 dodano osobny tryb, który wykorzystuje możliwości streamingu, czyli udostępniania na Twitchu swojej rozgrywki. Broadcast+ polega głównie na tym, że my gramy, a obserwatorzy decydują, co pojawi się na naszej drodze. To bardzo okrutna forma reality show, w którym wychodzi na jaw, kto ma jakie mordercze zapędy. Rzecz ciekawa, ale ciężko o zgraną społeczność, by wykorzystać potencjał takiej zabawy.
„Dead Nation Apocalypse Edition” zostało nieznacznie podkręcone wizualnie. Szału nadal nie ma, ale pamiętajmy, że to shooter z lotu ptaka. Najważniejsze – i to twórcom wyszło bezbłędnie – to utrzymanie odpowiedniej atmosfery. Za generowanie gęstego, krwistego klimatu w „Dead Nation” odpowiadają fenomenalne efekty świetlne. W starej wersji były już naprawdę niezłe, zaś na PlayStation 4 zrywają beret z głowy. Na szczególną uwagę zasługuje miotacz ognia. Nie ma jak fenomenalnie pokazane pieczyste z hordy zombiaków.
„Dead Nation Apocalypse Edition” to bezpretensjonalna rzeźnia. Nic więcej. Podobnie jak w innych produkcjach Horsemarque nie ma tu za grosz ambicji, jest tylko bezkompromisowe nabijanie punktów, tak jakby zatrzymał się czas. To typowa produkcja o starożytnym, niemal automatowym rodowodzie. Wystarczy iść przed siebie, grzać z karabinu i obserwować, jak rośnie mnożnik punktów. Rzecz warta uwagi w ramach odpoczynku od produkcji cięższego kalibru. Sama w sobie – niekoniecznie.
Jak sam tytuł wskazuje, nie mamy do czynienia z nowością. „Dead Nation” ukazało się już jakiś czas temu na PlayStation 3, jeszcze w czasie, gdy gry z zombiakami nie powstawały na wszystkie możliwe platformy łącznie z programatorem waszych pralek.
„Dead Nation” jest pretekstowe. Fabuła w zasadzie nie istnieje. Niby ktoś nam gada o straszliwej epidemii, ale tak naprawdę liczą się sprawne palce i refleks. Zasady są diabelnie proste. Wybieramy jedną z dwóch postaci i ruszamy w bój. Do rozegrania jest dziesięć poziomów wypełnionych zawodzącym mięsem armatnim. Mechanika „Dead Nation” sprowadza się do parcia przed siebie, strzelania do zombiaków i nabijania mnożnika punktów. Pod tym względem gra przypomina inne produkcje studia Horsemarque. To typowy „twin-stick shooter”, czyli gra, w której lewym analogiem biegamy, a prawym celujemy. Poza spustem służącym do strzelania niewiele tu opcji.
Nasza postać wyposażona jest na początku w podstawowy pancerz i karabin. Wraz z postępem w grze oraz dzięki odpowiedniej liczbie punktów kupujemy nowe bronie. Pancerze znajdujemy zaś w rozrzuconych po planszy skrzynkach. Pukawki możemy oczywiście ulepszać. Zwiększamy takie cechy jak szybkostrzelność, pojemność magazynka czy zadawane obrażenia. Paradoksalnie, mimo całkiem niezłego inwentarza, do końca gry najlepszą bronią będzie podstawowy karabin maszynowy z nielimitowaną amunicją.
Każda misja w kampanii (czy w trybie pojedynczych walk) podzielona jest na zgrabne etapy. Gdy dotrzemy do końca danego segmentu, trafiamy na sklepik, w którym możemy zakupić nowe rzeczy albo ulepszyć stare. I tak w koło Macieju. Zabawę urozmaica kilka trybów gry. Pierwszy to przechodzenie danej misji z określonymi celami. Jest też tryb przetrwania, w którym brniemy po pas w posoce. Ta zręcznościowa wersja kampanii jest znacznie bardziej intensywna niż zwykła rozgrywka, a przy okazji mamy tu możliwość wykręcić niesamowite liczby punktów.
W wersji na PlayStation 4 dodano osobny tryb, który wykorzystuje możliwości streamingu, czyli udostępniania na Twitchu swojej rozgrywki. Broadcast+ polega głównie na tym, że my gramy, a obserwatorzy decydują, co pojawi się na naszej drodze. To bardzo okrutna forma reality show, w którym wychodzi na jaw, kto ma jakie mordercze zapędy. Rzecz ciekawa, ale ciężko o zgraną społeczność, by wykorzystać potencjał takiej zabawy.
„Dead Nation Apocalypse Edition” zostało nieznacznie podkręcone wizualnie. Szału nadal nie ma, ale pamiętajmy, że to shooter z lotu ptaka. Najważniejsze – i to twórcom wyszło bezbłędnie – to utrzymanie odpowiedniej atmosfery. Za generowanie gęstego, krwistego klimatu w „Dead Nation” odpowiadają fenomenalne efekty świetlne. W starej wersji były już naprawdę niezłe, zaś na PlayStation 4 zrywają beret z głowy. Na szczególną uwagę zasługuje miotacz ognia. Nie ma jak fenomenalnie pokazane pieczyste z hordy zombiaków.
„Dead Nation Apocalypse Edition” to bezpretensjonalna rzeźnia. Nic więcej. Podobnie jak w innych produkcjach Horsemarque nie ma tu za grosz ambicji, jest tylko bezkompromisowe nabijanie punktów, tak jakby zatrzymał się czas. To typowa produkcja o starożytnym, niemal automatowym rodowodzie. Wystarczy iść przed siebie, grzać z karabinu i obserwować, jak rośnie mnożnik punktów. Rzecz warta uwagi w ramach odpoczynku od produkcji cięższego kalibru. Sama w sobie – niekoniecznie.
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
